» Recenzje » Nasze imię Legion, nasze imię Bob

Nasze imię Legion, nasze imię Bob


wersja do druku

No można i tak w ten kosmos się udać

Redakcja: Olga Wieczorek, Tomasz 'Asthariel' Lisek

Nasze imię Legion, nasze imię Bob
Wszechświat jest ogromnym, fascynującym miejscem, pełnym gwiazd, planet, asteroid i niezbadanych zakątków. Chociaż jego poznanie było marzeniem Roberta Johansona, to raczej nie spodziewał się, że się ono kiedykolwiek spełni.

Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić po zostaniu milionerem, jest, najwyraźniej, wyruszenie do Las Vegas na… konwent. A przynajmniej tak sądził główny bohater powieści Dennisa E. Taylora, Nasze imię Legion, nasze imię Bob. Bob, sprzedawszy firmę, nagle mógł spełnić dość ekscentryczną zachciewajkę: wykupić pakiet, gwarantujący, że po swojej nieprędkiej śmierci zostanie zahibernowany i przebudzony, gdy medycyna osiągnie poziom umożliwiający mu dalsze, długie życie. No, przynajmniej taki był plan. Niestety – wyszło inaczej. Po pierwsze, Bob zginął w wypadku krótko po tym, jak podpisał papiery. Po drugie, obudził się w świecie, w którym wcale nie było lepiej. Radykalizm religijny doprowadził do geopolitycznych zmian oraz zamienił Stany Zjednoczone w państwo wyznaniowe. Po trzecie, nie miał już ciała innego niż elektroniczne. Tak, został programem komputerowym, taką nie-do-końca-sztuczną inteligencją. Po czwarte, Boba jako replikanta nie uznawano już za człowieka. Ale to nie szkodzi, ponieważ, po piąte, może wciąż być użytecznym dronem dla społeczeństwa i służyć za, powiedzmy, obsługę śmieciarki. Jeśli jednak będzie grzecznym, współpracującym robocikiem i nie oszaleje, to być może awansuje. Na przykład na oprogramowanie samowystarczającej oraz samoreplikującej się sondy, która będzie przeszukiwać wszechświat w poszukiwaniu innych planet, jakie ludzie mogą zasiedlić.

Nasze imię Legion, nasze imię Bob to powieść otwierająca cykl Bobiverse, którego głównym bohaterem jest rezolutny, ale nieco introwertyczny programista przemieniony w bezzałogowy kosmiczny statek, a raczej – w kilka różnych statków, każdy z ciut inną osobowością. To jedna z tych książek, w jakich pierwszoosobowym narratorem została wprawdzie maszyna, ale silnie zakorzeniona w swoim poczuciu człowieczeństwa, ponieważ kiedyś tym człowiekiem była. Protagonista jest zatem zdolny do prezentowania skomplikowanego, wewnętrznego życia psychicznego, okazywania emocji (jeśli wyłączy system je regulujący), a także inteligentnego dowcipkowania, snucia złożonych planów na przyszłość i samodzielnego wyznaczania sobie celów. Co niekoniecznie mieściło się w planie ludzi, którzy uczynili z niego sondę.

Przede wszystkim jednak Bob jest bohaterem, którego można polubić – otwartym, entuzjastycznym, pokonującym kolejne przeszkody po kolei i z dużą dawką ironicznego (a nie raz autoironicznego) humoru. Bez niego zapewne nie pogodziłby się tak łatwo ze swoją nową, nazwijmy to "cielesnością". Fakt, że ma wiele ludzkich cech ułatwia nam empatyzowanie – trzymanie kciuków, aby jednak nie skończył jako obsługa śmieciarki, śledzenie treningów w ośrodku szkoleniowym, a później również kolejnych kosmicznych przygód. Tych samych, które powinny trwać lata, ale dzięki możliwości manipulowania wewnętrznym zegarem, subiektywny czas nie będzie aż taki długi. Właściwie miejscami możemy zapomnieć, że protagonistą Bobiverse’u nie jest osoba w naszym rozumieniu tego określenia.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Powieść Taylora to przyjemne w lekturze, ale mimo to twarde science fiction, będące silnie osadzone w dotychczas posiadanej przez nas wiedzy naukowej, przyprawionej sporą dawką spekulacji, co by się stało, gdybyśmy mogli pójść o krok dalej. Jak właśnie na przykład, zamienić świadomość człowieka na komputerowe oprogramowanie z zachowaniem zdolności wnioskowania oraz kreatywnego myślenia, czy zbudować i wyposażyć pojazd kosmiczny na tyle, aby uzyskać jak na razie hipotetyczną sondę von Neumanna, czyli zdolne do międzygwiezdnych podróży, tworzenia nieskończonych, własnych kopii oraz samowystarczalnej. Brzmi ciekawie, prawda?

Ale to nie wszystko – Taylor porusza w Nasze imię Legion… jeszcze jedną, dość interesującą kwestię, nie tyle techniczną, ile psychologiczną: jaki efekt da stworzenie kopii Boba, niegdyś człowieka, a teraz programu komputerowego? Logicznym założeniem byłoby, że otrzymamy identyczne kopie. Co jednak jeśli tak się nie stanie? Jeśli ludzkie pragnienie wyjątkowości sprawi, że Bob 2, Bob 3 czy Bob 4 będą może i miały ten sam genotyp (kod), ale zupełnie inny fenotyp (manifestację)? Dla naszego bohatera to akurat dobry obrót spraw: będzie miał z kim porozmawiać poza sobą samym, a i jego nowe nie-życie we wszechświecie okaże się o wiele ciekawsze. Nie znajdziemy tu jednak wielu rozważań z pogranicza psychologii i filozofii, żadna z tych dziedzin nie należy do mocnych stron Boba, więc też nie bardzo mogły się tutaj znaleźć. Co, akurat, jest sporą zaletą – nie czytamy w końcu opowieści o wszystkowiedzącym bohaterze/bohaterach (później w końcu jest ich więcej).

Nasze imię Legion, nasze imię Bob to, kolokwialnie rzecz biorąc, fajne science fiction. Nie zawiera skomplikowanych, filozoficzno-fizycznych zagadnień czy rozważań, ale nie oznacza, że nie jest ich pozbawiony. Czy polubimy głównego bohatera? Tak, w większości jego kopii. Czy mamy ochotę sami wysadzić Ziemię przyszłości? Oj, tak. Czy dobrze się czyta? Tak! Zdecydowanie warto poświęcić Bobom swój czas.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7.75
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Nasze imię Legion, naszę imię Bob (We Are Legion (We Are Bob))
Cykl: Bobiverse
Tom: 1
Autor: Dennis E. Taylor
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Wydawca: Mag
Data wydania: 3 kwietnia 2020
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-66409-48-4
Cena: 35,00



Czytaj również

Wszystkie te światy
Pewien koniec, a na pewno początek
- recenzja
Gdyż jest nas wielu
Mały krok dla ludzkości, wielka plaga dla kosmosu?
- recenzja
Dziewiąty dom
Powinno wyjść inaczej
- recenzja
Gra środkowa
Siły natury w ciało przyobleczone
- recenzja
Skrzydlate opowieści
Pusta poezja
- recenzja
W Kalabrii
Magiczny drobiazg
- recenzja

Komentarze


Exar
   
Ocena:
+1
Dzięki za recenzję, przez tytuł pewnie nigdy bym nie sięgnął po tę książkę:)
10-02-2021 18:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.