» Recenzje » Outpost

Outpost


wersja do druku

Jeszcze jeden koniec świata

Redakcja: Olga Wieczorek, Michał 'von Trupka' Gola

Outpost
 Kilkanaście lat temu (!) Dmitry Glukhovsky zrobił coś, co w świecie książki właściwie się nie zdarza: napisał powieść, która stała się franczyzą. Nie literacką sagą, nie podstawą filmowej adaptacji, nie materiałem na grę, a popkulturowym fenomenem stanowiącym pożywkę dla twórców najróżniejszych mediów. I choć od premiery Metra 2033 minęła kupa czasu, a niektórzy autorzy działają w jego uniwersum nawet prężniej niż sam ojciec-założyciel, to kolejne teksty Rosjanina zawsze budzą swoisty dreszczyk emocji wiążący się z pytaniem: czy tym razem ma szansę powtórzyć swój gigantyczny sukces? 

Jegor byłby najzwyklejszym siedemnastolatkiem na świecie, gdyby patrzeć na niego przez pryzmat jego drugiego największego problemu: tego, że jest beznadziejnie zakochany w starszej Michelle. Kłopot w tym, że istnieje jeszcze pierwszy: chłopak żyje w postapokaliptycznym Jarosławiu i nie może zaakceptować własnej niewiedzy dotyczącej tego, co dzieje się po drugiej stronie płynącej przez miasto Wołgi. Jego ciekawość zostaje w pewnym stopniu zaspokojona – któregoś dnia przez nadwołżański most przechodzi głuchy mężczyzna, który przedstawia się jako kapłan gotowy głosić prawdę ogarniętym marazmem jarosławianom.

Outpost przypomina czytelnikom, że Glukhovsky zawsze miał talent do poruszania się na granicy powieści awanturniczej oraz horroru a, mówiąc wprost, do straszenia. W jego najnowszej powieści widać to wyraźnie; grozę buduje przede wszystkim na klasycznych motywach (opuszczonych miejscach, zwałach trupów i litrach krwi), ale zdarza mu się także sięgać po chwyty nieco bardziej wyrafinowane. Strach bez wątpienia dobrze oddziałuje na powieść, a autor szczyty Outpost osiąga w scenach nawiązujących do horroru religijnego. Cała powieść – jak to często bywa w tekstach traktujących o zapomnianych przez historię miejscach – opowiada o tym, jak dobrze znana bohaterom rzeczywistość ulega nagłej transformacji. Niektóre postaci, pod wpływem tajemniczego przybysza zza mostu, stwierdzą, że katalizatorem tych zmian jest Szatan – a Glukhovsky pisze tak sugestywnie, iż odbiorca zaczyna się zastanawiać, czy rzeczywiście za tym wszystkim nie stoją jakieś nieczyste mistyczne siły. Czy jest to motyw wymyślony przez Rosjanina? Nie, o czym świadczy choćby przypomniany kilka, a napisany grubo ponad dwieście lat temu Mnich, ale pisarz naprawdę świetnie poradził sobie z jego wykorzystaniem.

Niestety, jak dobra nie byłaby groza religijna w wydaniu rosyjskiego pisarza, jest jej w powieści zbyt mało, aby w całości ją zdefiniowała. Poza nią tekst opiera się o jedno założenie: że czytelnik będzie chciał dowiedzieć się co jest po drugiej stronie mostu. Takie podejście, nawet jeśli uprawnione, w pewnym momencie zostaje wystawione na wielką próbę – karty trzeba odkryć. A Glukhovsky żadnego wielkiego pomysłu na to odkrycie nie miał; ba, powiedziałbym nawet, iż na tle niezwykle intrygujących sugestii dotyczących niszczycielskiej religijnej obsesji tego pomysłu wcale nie widać. Dopóki trwa dmuchanie bańki, tekst rzeczywiście wciąga, lecz kiedy zostaje przebita, okazuje się, że w środku tkwi zlepek postapokaliptycznych schematów, które dobrych kilka lat po eksplozji popularności tej estetyki raczej nikogo już nie zachwycą. Brakuje tutaj myśli przewodniej zdolnej pociągnąć narrację w jakimś nowym, zaskakującym kierunku – kandydatem na nią był horror religijny, ale jego potencjału autorowi nie udało się zrealizować. Pierwsze fragmenty mogą sugerować, iż nieco mocniej zostanie zaakcentowany wątek niespełnionej miłości Jegora do Michelle, lecz ten błyskawicznie staje się tylko tłem dla kolejnych wypraw na most. Gdyby autorowi udało się stworzyć głębsze relacje między odbiorcą a postaciami, szczeniacka miłostka byłaby świetnym uzupełnieniem tekstu – tutaj, niestety, stanowi tylko kolejny element mało angażującego tła dla kryjącego się w nadwołżańskiej mgle sekretu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

W recenzji kilkukrotnie wracałem do związanej z mistyką grozy, bo to właśnie ona stanowi jedyny element rzeczywiście wybijający Outpost ponad przeciętność. Pod innymi względami Glukhovsky wykonał robotę po rzemieślniczemu przyzwoitą, ale mistrzowskiego szlifu zabrakło. Tajemnica? Jest, ale okazuje się blefem skrywającym blotki. Bohaterowie? Pomyślani ciekawie (alkoholik dowodzący oddalonym od centrali posterunkiem? Teoretycznie samograj!), ale mało pogłębieni i niewykorzystani. Fabuła? Toczy się sprawnie, ale nieszczególnie angażuje. Inni autorzy mogliby wziąć uniwersum Outpostu i pogłębiać je w nieskończoność, tak jak to stało się z Metrem, ale bardzo by mnie to zdziwiło – w najnowszej powieści Dmitra Glukhovskiego nie ma błysku, który rozświetlił jego opus magnum i uczynił z niego fenomen. 

 

 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.5
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Outpost
Autor: Dmitry Glukhovsky
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawca: Insignis
Data wydania: 24 marca 2021
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Format: 140x209 mm
ISBN-13: 978-83-66575-75-2
Cena: 44,99 zł



Czytaj również

Opowieści o Ojczyźnie
Mrożek by tego nie wymyślił
- recenzja
Outpost 2
Niech to się skończy
- recenzja
Czas zmierzchu
Tłumacz to zawód niespokojny
- recenzja
Metro 2035
Artem schodzi ze sceny
- recenzja
Metro 2035
- fragment
Metro 2035
- fragment

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.